*kiedy Tenebris była jeszcze nastolatką*
- Cóż, przydałoby się wyposażyć wreszcie Grey w jakąś porządną, długotrwałą broń, a nie tylko kawałek urwanego gdzieś patyka. - nastawiłam uszy i zaczęłam nasłuchiwać, co też Yatgaar chce mi zlecić. - Od ludzi dzielą nas kilometry, od skalnej ściany niczego zębami nie odłupiesz...Nie wiem, czy nawet taka inteligentna dziewucha jak ty poradzi sobie z jej zdobyciem. - klacz zakończyła wzdychając cicho. Zdawałam sobie sprawę, że to coś w rodzaju podpuchy. Ma mnie zmusić do zgody. Co mam zrobić skoro i bez tego bym się wyrwała.
- Chyba śnisz. - odparłam szybko. Yatgaar uśmiechnęła się i potrząsnęła grzywą. Zaczęła się kierować w stronę zajętego przygotowaniami stada.
- Nie daj Bush Brave'vowi długo czekać. Nazajutrz wyruszamy - przystanęła i odwróciła się, a po chwili kontynuowała już marsz.
Nie czekałam długo. Był dopiero ranek, ale do jutra musiałam mieć tę broń. Klacz miała rację. Od ludzi dzielilły nas kilometry. Przynajmniej sto, ale kto wie, może dużo więcej? Do najbliższego miasta zdołałabym dotrzeć dopiero po trzech dniach intensywnego wysiłku. Nie mówiąc już o drodze powrotnej. Druga opcja wymieniona przez Yatgaar była też raczej nie możliwa. Może udałoby się o odłupać coś od mniejszego głazu, ale od góry? Nikt bez specjalnych narzędzi nie dał by rady. Ani koń, ani żaden drapieżnik, ani nawet człowiek. Zastanawiając się nad możliwościami uzyskania broni, zaczęłam kierować się w stronę stada. Nie miałam zupełnie pomysłu, więc z nudów zaczęłam przysłuchiwać się rozmowom innych.
-Myślisz, że nic nie stanie się naszej malutkiej Mindy? - powiedział jakiś zatroskany głos. To zapewne Cherry. Niedawno zawarła partnerstwo z Dorianem i zaszła w ciążę. Z tego co wiem jej dziecko to jedyne źrebię w klanie.
-Mam was szkolić czy nie - ktoś wycedził przez zęby. - Wcale nie zależy mi na waszym życiu i nie moją sprawą jest, żebyście przetrwali wojnę! - rozpoznałam głos Busha i uśmiechnęłam się na myśl o tych biedakach których musi szkolić. W mojej głowie zaczął świtać jakiś pomysł. Mglisty i niesprecyzowany, zupełnie nie mogłam go wyciągnąć z otchłani myśli.
-Dorian doniósł, że Stado Hańby zatrzymało się u stóp Gerel Uul. Musimy... - usłyszałam jak Khonkh robi z kimś naradę. Nie słuchałam. Nieuchwytna dotąd myśl, wreszcie dała się chwycić. Stado Hańby. Skoro jest u stóp Gerel Uul bez problemu dotrę do niego jeszcze dzisiaj. Wrócę pewnie jutro, trochę po północy. Znałam pewien skrót. Gdy jakiś czas temu byliśmy na szczycie przewróciłam się i zsunęłam się po idealnym do tego celu zboczu, praktycznie na sam dół. Oczywiście nie zrobiłam sobie krzywdy. Zjazd trwał koło godziny, więc wystarczyło, że wrócę na szczyt, zjadę i poszukam wrogiego stada. Może dwie godziny i będę na miejscu.
***
Właśnie kończyła mi się trasa w poprzek zbocza. Zjeżdżałam powoli po śniegu na prawym boku. Po kilku minutach byłam już na poziomym gruncie. Nie zajęło mi długo znalezienie drogi do całkowitego Zejścia z góry. Minęło może pół godziny i mogłam szukać Stada Hańby. Nie byli zbytnio ukryci, więc i to nie sprawiło mi problemu. Stanęłam jak wryta. Byli chyba dwukrotnie liczniejsi od nas, Klanu Mroźnej Duszy. Zrobiłam małe rozeznanie. O dziwo nikt mnie nie dostrzegł choć kręciłam się obok członków stada. Udało mi się nawet przemknąć za plecami strażnika do miejsca, w którym składają broń. Były tu też worki z prowiantem, chyba myśleli, że na górze nie będą mieli co jeść. Przedziurawiłam jeden i wysyłałam z niego zawartość. Jak najciszej wzięłam ze stosu chyba pięć mieczy, trzy tarcze, siedem sztyletów i mnóstwo kamiennych pocisków. Zapakowałam wszystko do worka. Opuściłam jaskinię, po raz kolejny niezauważona, po czym ruszyłam w stronę stada. Tym razem musiałam iść tradycyjną drogą. Gdy oddaliłam się od Stada Hańby dobre dwa kilometry usłyszałam zdenerwowane krzyki. Musieli być naprawdę źli. Później poczułam drżenie ziemi. Biegli tu. Gonili mnie.
<Yatgaar? Starczy?>
- Cóż, przydałoby się wyposażyć wreszcie Grey w jakąś porządną, długotrwałą broń, a nie tylko kawałek urwanego gdzieś patyka. - nastawiłam uszy i zaczęłam nasłuchiwać, co też Yatgaar chce mi zlecić. - Od ludzi dzielą nas kilometry, od skalnej ściany niczego zębami nie odłupiesz...Nie wiem, czy nawet taka inteligentna dziewucha jak ty poradzi sobie z jej zdobyciem. - klacz zakończyła wzdychając cicho. Zdawałam sobie sprawę, że to coś w rodzaju podpuchy. Ma mnie zmusić do zgody. Co mam zrobić skoro i bez tego bym się wyrwała.
- Chyba śnisz. - odparłam szybko. Yatgaar uśmiechnęła się i potrząsnęła grzywą. Zaczęła się kierować w stronę zajętego przygotowaniami stada.
- Nie daj Bush Brave'vowi długo czekać. Nazajutrz wyruszamy - przystanęła i odwróciła się, a po chwili kontynuowała już marsz.
Nie czekałam długo. Był dopiero ranek, ale do jutra musiałam mieć tę broń. Klacz miała rację. Od ludzi dzielilły nas kilometry. Przynajmniej sto, ale kto wie, może dużo więcej? Do najbliższego miasta zdołałabym dotrzeć dopiero po trzech dniach intensywnego wysiłku. Nie mówiąc już o drodze powrotnej. Druga opcja wymieniona przez Yatgaar była też raczej nie możliwa. Może udałoby się o odłupać coś od mniejszego głazu, ale od góry? Nikt bez specjalnych narzędzi nie dał by rady. Ani koń, ani żaden drapieżnik, ani nawet człowiek. Zastanawiając się nad możliwościami uzyskania broni, zaczęłam kierować się w stronę stada. Nie miałam zupełnie pomysłu, więc z nudów zaczęłam przysłuchiwać się rozmowom innych.
-Myślisz, że nic nie stanie się naszej malutkiej Mindy? - powiedział jakiś zatroskany głos. To zapewne Cherry. Niedawno zawarła partnerstwo z Dorianem i zaszła w ciążę. Z tego co wiem jej dziecko to jedyne źrebię w klanie.
-Mam was szkolić czy nie - ktoś wycedził przez zęby. - Wcale nie zależy mi na waszym życiu i nie moją sprawą jest, żebyście przetrwali wojnę! - rozpoznałam głos Busha i uśmiechnęłam się na myśl o tych biedakach których musi szkolić. W mojej głowie zaczął świtać jakiś pomysł. Mglisty i niesprecyzowany, zupełnie nie mogłam go wyciągnąć z otchłani myśli.
-Dorian doniósł, że Stado Hańby zatrzymało się u stóp Gerel Uul. Musimy... - usłyszałam jak Khonkh robi z kimś naradę. Nie słuchałam. Nieuchwytna dotąd myśl, wreszcie dała się chwycić. Stado Hańby. Skoro jest u stóp Gerel Uul bez problemu dotrę do niego jeszcze dzisiaj. Wrócę pewnie jutro, trochę po północy. Znałam pewien skrót. Gdy jakiś czas temu byliśmy na szczycie przewróciłam się i zsunęłam się po idealnym do tego celu zboczu, praktycznie na sam dół. Oczywiście nie zrobiłam sobie krzywdy. Zjazd trwał koło godziny, więc wystarczyło, że wrócę na szczyt, zjadę i poszukam wrogiego stada. Może dwie godziny i będę na miejscu.
***
Właśnie kończyła mi się trasa w poprzek zbocza. Zjeżdżałam powoli po śniegu na prawym boku. Po kilku minutach byłam już na poziomym gruncie. Nie zajęło mi długo znalezienie drogi do całkowitego Zejścia z góry. Minęło może pół godziny i mogłam szukać Stada Hańby. Nie byli zbytnio ukryci, więc i to nie sprawiło mi problemu. Stanęłam jak wryta. Byli chyba dwukrotnie liczniejsi od nas, Klanu Mroźnej Duszy. Zrobiłam małe rozeznanie. O dziwo nikt mnie nie dostrzegł choć kręciłam się obok członków stada. Udało mi się nawet przemknąć za plecami strażnika do miejsca, w którym składają broń. Były tu też worki z prowiantem, chyba myśleli, że na górze nie będą mieli co jeść. Przedziurawiłam jeden i wysyłałam z niego zawartość. Jak najciszej wzięłam ze stosu chyba pięć mieczy, trzy tarcze, siedem sztyletów i mnóstwo kamiennych pocisków. Zapakowałam wszystko do worka. Opuściłam jaskinię, po raz kolejny niezauważona, po czym ruszyłam w stronę stada. Tym razem musiałam iść tradycyjną drogą. Gdy oddaliłam się od Stada Hańby dobre dwa kilometry usłyszałam zdenerwowane krzyki. Musieli być naprawdę źli. Później poczułam drżenie ziemi. Biegli tu. Gonili mnie.
<Yatgaar? Starczy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!