Strony

15.02.2018

Od Kirka do Valentii "Osaczeni"

-Kirk! Wstawaj, musimy uciekać!- krzyknęła przerażona nie na żarty klacz.
-Hę? Czemu?- spytałem nadal śpiącym głosem.
-Kirk...trafiliśmy do domu wilków- powiedziała Valentia. Kiedy tylko usłyszałem te słowa, opuściły mnie resztki  snu. Wyjrzałem z jaskini i moim oczom ukazał się przerażający widok. Do groty zbliżało się mnóstwo wilków. Scenerii dopełniały niczym nieprzenikniona noc, las i dobiegające z wszystkich stron wycie. Jeszcze raz przyjrzałem się dokładnie nadchodzącej watasze wilków. Zauważyłem, że po lewej było ich nieco mniej.
- Spróbujmy się tamtędy przebić. Potem uciekajmy jak najszybciej się da i niech Arot ma nas w opiece- powiedziałem, wskazując Valentii, o które miejsce mi chodzi. Klacz pokiwała głową na "tak". Nie ociągając się dłużej, rzuciliśmy się do ucieczki. Wilki chyba nie spodziewały się taiego obrotu sprawy. Kilka z nich odskoczyło, resztę udało się nam jakoś odgonić. Nie są aż tak głupie, żeby nie wiedzieć, iż stojący na dwóch nogach i wymachujący kopytami w powietrzy koń może im zrobić sporą krzywdę. Tak jak zakładał nasz plan, po przebiciu się przez zgraję drapieżników, od razu zaczęliśmy uciekać. Oczywiście liczyliśmy się z tym, że zaraz za nami pobiegnie pościg, ale nie mieliśmy innego wyboru. Zadanie nie ułatwiało nam też to, że żadne z nas nie wiedziało, gdzie powinniśmy biec. Ponadto wycie za nami zdawało się nie ustawać, tak samo jak dźwięk mnóstwa łap uderzających w biegu o śnieg. Cały czas miałem wrażenie, że wilki są tuż za nami. Kiedy jednak odwróciłem się na chwilę, okazało się, że żadnego z nich nie widać. Musieliśmy być już sporo przed nimi, ale słychać było, że drapieżniki nie zrezygnowały z pościgu. Biegliśmy dalej najszybciej jak się dało. W pewnym momencie nie zauważyłem nawet, że Valentia zaczęła zwalniać. A może to ja ją wyprzedziłem? W każdym razie spostrzegłem to dopiero, kiedy usłyszałem jej krzyk. Natychmiast zatrzymałem się i obróciłem. Ujrzałem wtedy lekko krwawiącą klacz, a naprzeciw niej wściekłego wilka, któremu z pyska skapywała krew. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, zaczęło się ich pojawiać coraz więcej. Dwa, trzy, cztery. W końcu ocknąłem się z letargu i doskoczyłem do Valentii w chwili, kiedy pierwszy z drapieżników chciał ją ponownie zaatakować. Udało mi się go dość mocno kopnąć. Wilk odskoczył, skamląc przy tym żałośnie. Miałem nadzieję, że udało mi się złamać mu dużo kości tym kopnięciem. Z każdym kolejnym spotkaniem żywiłem do tych istot coraz większą nienawiść. Niepokoiło mnie ponadto to, że w każdej chwili mogło się tu pojawić więcej wilków. Musieliśmy teraz walczyć o swoje życie. Drapieżniki zaczęły krążyć wokół nas.
- Valentia? Dasz radę jakoś walczyć?- spytałem z niepokojem, jednocześnie obserwując dokładnie wilki, które w każdej chwili mogły nas zaatakować. Głowa mnie już bolała od ich ciągłego warczenia i wycia, ale nie lekceważyłem przez to zagrożenia. Wręcz przeciwnie, wiedziałem, że te obnażone kły nie są tylko czczą pogróżką w naszą stronę.
<Valentia? Robi się coraz ciekawiej XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!