Wkrótce przyszła moja kolej na pilnowanie stada, niestety wraz z innym członkiem, karym ogierem, Byornem. Nie przepadałam za tym nudziarzem, a poza tym podświadomie miałam co do niego złe przeczucia. Za bardzo udzielał się w życiu stada. Za bardzo zbliżał się do Khonkha. Za bardzo był tym grzecznym, uczynnym patriotą. Trzeba będzie mieć na niego oko i w razie czego trochę utemperować. Z cichym westchnieniem powlokłam się na granice, blisko ciemnego boru, teraz nieco rozjaśnionego krystaliczną, piękną warstwą śniegu. Wkrótce dołączył do mnie bojownik. Zachowując maksymalną czujność, obserwowałam każdy jego ruch, bowiem w okolicy nie było niczego innego do pilnowania. Pogrzebał chwilę kopytem w ziemi, po czym spróbował zagaić rozmowę:
- Wesołych świąt. - odpowiedziałam mu tym samym, uśmiechając się delikatnie, niczym echo. - Piękną mamy dziś pogodę, prawda?
- Tak. - mruknęłam niechętnie, kierując na moment wzrok w niebo. Faktem było też, że już dawno zaczął zapadać zmierzch, i nasza jest pewnie ostatnią taką wartą. Do pewnego czasu nic się nie działo, aż usłyszałam coś w rodzaju odległego, groźnego sapania...którego lepiej było nie lekceważyć. Spośród pni wyłoniło się wielkie cielsko, pokryte brunatnym futrem, z małymi oczkami wpatrującymi się w nas z daleka. Jakim cudem obudził się o takiej porze? Zaczął szarżować na nas niczym jakiś szaleniec, jakby diabeł w niego wstąpił. Wyjęłam powoli, ceremonialnie włócznię, radując się na myśl o tak prostym morderstwie.
<Bush Brave? Wymyślisz coś, żeby ruszyć moją wenę do przodu...? XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!