Strony

19.11.2017

Od Khonkha do Marabell "Nasza wybawicielka"

Było już bardzo późno. Wiele koni spało. Wybrałem się na mój ostatni mały obchód. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być w najlepszym porządku, więc spokojnie poszedłem spać.
~~Następnego dnia~~
 
Wstałem trochę wcześniej niż reszta i od razu zabrałem się za śniadanie. Niedługo dołączyła do mnie reszta klanu, jednak coś nie dawało mi spokoju. Miałem dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. W zakątkach mojego umysłu znajdowało się rozwiązanie tej zagadki, jednak cały czas skutecznie mi umykało. W końcu to do mnie dotarło... Nie widzę nigdzie Marabell!- pomyślałem i czym prędzej ruszyłem na poszukiwania. Obszedłem najbliższe tereny, ale nie było jej. Poszukałem w zakamarkach mojej pamięci i stwierdziłem, że ostatni raz widziałem ja wczoraj, kiedy oddalała się od klanu. No pięknie, jak mogłeś dopiero teraz zauważyć jej zniknięcie?- skarciłem siebie samego w myślach. Nie zastanawiając się długo, uprzedziłem kilka koni, że przez jakiś czas może mnie nie być i udałem się na poszukiwania klaczy. Ruszyłem oczywiście w stronę, w którą wczoraj odeszła (a przynajmniej tak mi się wydawało). Po chwili faktycznie zauważyłem ślady kopyt. Po dłuższej wędrówce dotarłem do miejsca, które na kilometr cuchnęło wilkami. Były też tutaj ślady walki i ucieczki. Wystraszyłem się jeszcze bardziej i przyspieszyłem. Starałem się iść możliwie jak najciszej i najszybciej. Po jakimś czasie ujrzałem w oddali końską sylwetkę. Po dokładniejszy przyjrzeniu się, rozpoznałem Marabell. Pędem rzuciłem się w jej stronę. Kiedy tak mnie zauważyła, także zaczęła biec.
- Co się stało? Gdzie byłaś? Nic ci nie jest? Widziałem ślady wilków- wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu, kiedy już do siebie dobiegliśmy.
- Zostałam wczoraj zaatakowana przez wilki, ale udało mi się uciec. Nic mi nie jest, nie licząc rany po pazurach na boku, ale to raczej nic poważnego- wyjaśniła Marabell.
- Ale nie rozumiem... jak to się mogło stać?
- Kiedy się pasłam, wyczułam wilki. Kierowały się w stronę stada, ale mnie wyczuły i postanowiły zapolować. Wtedy zaczęłam uciekać- wyjaśniła klacz.
- Dlaczego nie przybiegłaś po pomoc?- zapytałem.
- Nie chciałam sprowadzać niebezpieczeństwa na stado. Poza tym, nie ma już po co drążyć tematu. Żyję i jestem zdrowa, a wili odpuściły- wyjaśniła Marabell.
- Może porozmawiamy o tym później. Chodźmy na razie do stada, musi cię obejrzeć medyk- powiedziałem i oboje ruszyliśmy w drogę. Musze przyznać, że byłem pełen podziwu dla zachowania Marabell. Może i zachowała się nieco lekkomyślnie, ale i odważnie. No i uratowała nas wszystkich, za co należy się jej największy szacunek i nagroda.
<Marabell? Możesz napisać o przyznaniu nagrody w swoim opku albo ja opisze to w następnym, jak chcesz>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!