Rozmawiałem właśnie z Byronem o różnych, nic nieznaczących rzeczach, kiedy kątem oka dostrzegłem, że ktoś się do nas zbliża. Kiedy postać podeszła bliżej, zdołałem zauważyć, iż jest to Marabell. Zatrzymała się niedaleko z lekkim wahaniem, jakby nie była pewna, co powinna teraz zrobić. Przeprosiłem więc mojego towarzysza, przerywając z nim rozmowę. Razem ze mną skierował swoje oczy na nowoprzybyłą klacz.
- Czy coś się stało?- spytałem.
- Ja... więc... spotkałam człowieka. Małą dziewczynkę, dokładniej mówiąc- powiedziała.
- Gdzie? Daleko stąd?- zapytałem, zastanawiając się w myślach, w jakiej odległości znajduje się stąd najbliższe znane nam miasto i jak daleko mogła zajść Marabell.
- Właściwie to całkiem blisko.
- Możliwe, że to członkowie jakiegoś koczowniczego plemienia. Albo całkiem niewielka rodzina ludzka, która żyje w odosobnieniu- zasugerował mądrze Byron.
- Racja. Przede wszystkim trzeba się przekonać, czy stanowią dla nas jakieś zagrożenie. Trzeba tam kogoś wysłać, aby to sprawdził- powiedziałem.
- Ja mogę iść- zasugerowała Marabell.
- To całkiem oczywiste, że ty pójdziesz. W końcu tylko ty wiesz, gdzie ją spotkałaś. Nie masz chyba jednak zbyt dużego doświadczenia w ocenianiu niebezpieczeństwa związanego z ludźmi?- upewniłem się. Jak się spodziewałem, Marabell przecząco pokręciła głową.
- Dobrze więc, pójdziemy razem. Jeśli to niewielka grupka ludzi, to pewnie tylko trochę się oddalimy, żeby na nich przypadkiem nie wpaść. Ale jeżeli to jakieś większe plemię, to będziemy musieli się stąd natychmiast zabierać. Potrzebujesz czegoś, czy możemy już ruszać?- zapytałem.
<Marabell? Zobaczymy, co tam się będzie działo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!