Wyruszyliśmy w moją pierwszą wędrówkę. Trzymałem się raczej z boku i dosyć blisko Calipso. Nie czułem się tu jeszcze aż tak pewnie. Mimo to dalej szedłem z klanem. Wyruszaliśmy z rana ale oczywiście potem nastało południe. W takich momentach przeklinałem moją maść. Pewnie jak większość karych i w ogóle ciemnych koni. Powoli opadałem z sił. Na szczęście Calipso zarządziła chwilowy postój. Potrwał tylko dwadzieścia minut ale zdążyłem nabrać wystarczająco sił na dalszą wędrówkę. Szliśmy już kilka godzin bez postoju. Oprócz ogiera stojącego przy Calipso tylko ja byłem czarny. Było to bardzo uciążliwe. Szedłem coraz wolniej aż w końcu znalazłem się za całym klanem. Próbowałem nadążyć ale na marne. Przeszedłem jeszcze kilkadziesiąt metrów i padłem z wycięczenia na ziemię. Oddychałem ciężko a byliśmy w pełnym słońcu. Coś mnie kuło w bok ale nie miałem siły żeby coś z tym zrobić. Oddychałem płytko i nieregularnie. Calipso a bardziej cały klan znieruchomiał. Calipso odwróciła się i zobaczyła że leżę na ziemi. Zerwała się do biegu i chwilę po tym była przy mnie. Pierwsza dłuższą wędrówka w klanie i oczywiście musiało się coś stać. Powoli zamykałem oczy. Moje boki unosiły się bardzo rzadko i na krótki czas. Po jakimś czasie całkowicie straciłem świadomość. Zemdlałem...
<Calipso? Może krótsze i głupsze ale możesz rozwinąć akcję>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!