Strony

31.08.2017

Od Shere Khana do La Vidy (S) - "Pierwsze godziny"

Skoro La Vida była w ciąży, oczywistym też było, że nadejdzie czas porodu. Mimo tej wiedzy, kiedy wszystko się zaczęło, czułem się zupełnie nieprzygotowany. Nawet nie wyobrażam sobie, co z kolei musiała czuć La Vida. Najgorsze było to, że sam mogłem jedynie stać obok i czekać, aż na świat przyjdzie nasza pociecha lub, jak się potem okazało, nasze pociechy. Zarówno La Vida, jak i medyczka Vika, stanęły na wysokości zadania i po około dwóch godzinach na świat przyszły dwie kare klaczki. Druga z nich, która urodziła się kilka minut po siostrze, było trochę słabsza, ale obie były zdrowe. Położyłem się obok mojej partnerki i przytuliłem ją, chcąc dać jej w ten sposób do zrozumienia, jak bardzo jestem z niej dumny. Potem oboje spojrzeliśmy w kierunku naszych dzieci. Widać było, że dla La Vidy było to trochę większe wyzwanie. Starsza z sióstr już próbowała wstać. Po chwili udało się jej to i stanęła na chwiejących się nogach. Jednak kiedy tylko zrobiła krok do przodu, przewróciła się, na co oboje z La Vidą zaśmialiśmy się cicho. Przez chwilę jeszcze wraz z moją partnerką przyglądaliśmy się, jak nasze dzieci próbują wstać. Gdy już im się to udało, tego samego wyzwania podjęła się La Vida. Jak tylko stanęła, źrebaki ruszyły w mini- wyścig, widać musiały być bardzo głodne. Po nakarmieniu nabrały ochoty na zabawę. Nieudolnie goniły się wokół nas, co chwila potykając się o własne nogi. Na moim pysku zawitał szeroki i szczery uśmiech zadowolenia, a gdy odwróciłem się w stronę klaczy, zauważyłem, że tak samo jak ja, promienieje szczęściem.
- Będziesz dla nich najlepszą matką, jaka tylko może istnieć- powiedziałem do La Vidy.
- A ty będziesz dla nich najlepszym ojcem, jaki tylko może istnieć- odparła, przytulając się do mnie. Nie znajdywałem słów, które mogłyby pokazać, jak bardzo się cieszę, że zostałem ojcem dwóch cudownych, małych klaczek. Jednego byłem pewien: mam wspaniałą rodzinę i z całych sił postaram się być lepszym partnerem i tatą, niż mój własny ojciec. Choć nie był taki zły, po prostu nie potrafił okazywać uczuć. Dzięki temu przynajmniej wiem, jak ważne jest pokazywanie komuś, że się go kocha. Mimo to w zakamarkach mojej głowy czaiła się pewna psująca tę sielską idyllę myśl. Mimo wszystko liczyłem, że na świat przyjdzie młody ogierek, którego uczyniłbym swoim następcą. Szybko jednak odgoniłem tę myśl. Nie ma nic gorszego, niż posiadać tak ogromne szczęście, jakie mnie spotkało i jeszcze narzekać.
- O czym myślisz?- z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej ukochanej.
- O tym, jak bardzo jestem szczęśliwy- odpowiedziałem.
- Zaryzykuję z wnioskiem, że wszyscy jesteśmy teraz bardzo szczęśliwi- odparła La Vida, ponownie się do mnie tuląc. Po chwili zauważyłem, że na horyzoncie pojawił się Monte i nieśmiało podszedł do naszych dzieci. Obie klaczki natychmiast skierowały się z powrotem w naszą stronę, jednak po chwili ciekawość zwyciężyła u jednej z nich i zatrzymała się, odwracając do ogiera.
- No tak, zapewne całe stado marzy, aby poznać nasze dzieci- powiedziałem z nutką lekkiego sarkazmu w głosie.
- Może lepiej to odłożyć na za kilka dni? Dzieci powinny się przyzwyczaić i odpocząć- odparła z wahaniem La Vida.
- Też tak uważam- powiedziałem, podchodząc do Monte i Chiyoko, która chyba właśnie znalazła sobie nowego kompana do zabawy.
- Nie chciałbym wam przerywać w bawieniu się, ale moja córka chyba powinna troszkę odpocząć- powiedziałem, patrząc wymownie na Monte. Od razu załapał, o co mi chodzi. Jednak zamiast czym prędzej się zmyć, zaczął się tłumaczyć.
- Ja tylko chciałem poznać...
- To miło, ale naprawdę, moja rodzina potrzebuje teraz odpoczynku- przerwałem mu, licząc, że tym razem załapie aluzję. Jednocześnie starałem się go zbytnio nie urazić. Na szczęście zrozumiał wreszcie, czego od niego oczekuję. Pożegnał się szybko i oddalił.
<La Vida?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!