Był już późny ranek. Czekałem aż tak długo, gdyż chciałem pozwolić stadu w pełni się wybudzić i zjeść śniadanie. Zebrałem wszystkich członków w jednym miejscu. Ci, którzy należeli do klanu od początku lub też przebywali z nami dłużej niż rok, wiedzieli jak obchodzimy nadchodzące święto. Reszta wkrótce się przekona.
- Jak wszyscy wiecie, zbliża się Boże ciało, czyli czas modlitw do naszego jedynego boga- ojca, Arota, który to zsyła na nas albo klęski, albo pomyślność. Zależy to od naszej wiary. Dlatego też musimy pokazać naszemu ojcu, jak bardzo mu ufamy, wierzymy w niego i kochamy go. Aby to zrobić, ofiarujemy Arotowi jedną z najcenniejszych dla żywych istot rzeczy, żywność. Podzielimy się na dwa zespoły. Do pierwszego należeć będą Bernard, Coralake, Monte, Hana i Iris. Dowodzić nim będzie Amigo. Zajmiecie się budową ołtarza. Drugim zespołem kierować będzie La Vida, należą do niego Vika, Raphael, Nicolet i Nadira. Do was należy uzbieranie odpowiedniej ilości jedzenie, tak aby starczyło zarówno na ofiarę jak i dla nas. Ja zaś będę nadzorował pracę i obmyślę przebieg uroczystości. Jako szefów drużyn ustanowiłem co prawda jednych z naszych nowszych członków, ale wierzę, że z pomocą tych bardziej doświadczonych świetnie odnajdą się w swojej roli- rozdałem wszystkim zadania. Członkowie od razu przystąpili do realizowania swoich zadań. Upewniłem się, że wszystkim dobrze idzie, pomogłem też pozbierać trochę kamieni na ołtarz. Następnie przystanąłem na chwilę w cieniu i zastanowiłem się nad formą i przebiegiem modlitw, choć już wcześniej miałem ogólny zamysł. Wszystko tylko jeszcze dokładnie ułożyłem sobie w głowie. Gdy już miałem plan, poszedłem jeszcze raz sprawdzić, jak idą pracę. Mieliśmy już trochę jedzenia, ale nadal nie było to zbyt wiele. Wszyscy zbierali żywność, Nadirze towarzyszyła mała Peril, która pomagała klaczy i traktowała to chyba jako swego rodzaju zabawę. To, co już uzbierali, to i tak dużo, zważywszy na to, że byliśmy już na terenach półpustynnych. Za to kamieni tutaj nie brakowało, z tym, że były bardzo małe i na ołtarz potrzebowaliśmy ich bardzo dużo. Najpierw poszedłem do grupy odpowiadającej za żywność.
- Bardzo dobrze sobie poradziliście- powiedziałem na sam początek. Wszyscy ucieszyli się mniej lub bardziej z mojej pochwały, najbardziej zaś La Vida.
- Bardzo się cieszę, że jesteś zadowolony. Trochę się martwiłam, czy sobie poradzę.
- Widzisz? Zupełnie niepotrzebnie. Ja byłem pewien, że dasz radę.Jednak to wciąż trochę za mało- dodałem. Klacz pokiwała głową, dając mi tym samym do zrozumienia, że nie muszę się martwić. Następnie udałem się do drugiej grupy. Mieli już mnóstwo kamieni i rozpoczęli budowę ołtarza ofiarnego. Wróciłem jeszcze na chwilę do koni odpowiadających za jedzenie.
- La Vido, kiedy tylko zbierzecie odpowiednią ilość jedzenia, przyłączcie się do nas i pomóżcie budować ołtarz- powiedziałem.
- Dobrze- odparła klacz. Sam zaś powróciłem i przyłączyłem się do budowania. Popołudniu dołączyła do nas druga grupa, która uzbierała już odpowiednią ilość żywności. Do wieczora skończyliśmy budować ołtarz. Pozostało jeszcze ułożyć na nim wybrane jedzenie, ale do tego wyznaczyłem już osoby, które miały się tym zająć z samego rana. Uznałem, że wszyscy dziś ciężko pracowali i należy się im odpowiedni wypoczynek. Zauważyłem, że pod jednym z drzew stoi La Vida. Podszedłem do niej, jednak okazało się, że już śpi. Stanąłem więc obok niej. Ledwo zamknąłem oczy i od razu usnąłem.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!