Strony

15.06.2017

Od Nadiry do Shere Khana (S) - ,,Koniec wędrówki"

Nie rozumiałam, dlaczego Shere Khan tak wypierał myśl, że jest dobrym przywódcą. Przejmował się mną i obcym źrebięciem, mimo, że nie byłyśmy jego największym i kluczowym zmartwieniem.
- Nie musisz się o nas niepokoić. Mała wciąż pije mleko, więc nie zabraknie jej pożywienia. Nie odwodni się, a jeśli będzie potrzebować cienia, może schować się pode mną. Ja urodziłam się i wychowałam w tamtych stronach. Z nas wszystkich jestem prawdopodobnie najlepiej przystosowana do takiej przeprawy.
Ponownie zapadła między nami cisza. Wiedziałam, że ogier właśnie zastanawia się nad tym, co właśnie mu powiedziałam. Przypatrywałam się Peril, gdy ta wybiegła przede mnie i ogiera. Popadłam przez to w zamyślenie, z którego wyrwało mnie dopiero pytanie karego. Ulokowałam spojrzenie w jego pysku, by po chwili ponownie spojrzeć na małą.
- Idąc na końcu obchodu usłyszałam rżenie. Wiedziałam, że ktoś bardzo cierpi i jako medyk nie potrafiłam tego zignorować. Zatrzymałam się i nasłuchiwałam. Byliście już całkiem daleko, więc zboczyłam ze szlaku sama - wyjaśniłam, trochę obawiając się, że przywódca zgani mnie za taką samowolkę.
- Co było dalej? - zapytał zamiast tego.
- Dotarłam do klaczy w połogu, ale nie mogłam nic dla niej zrobić. Peril była w fatalnym ułożeniu macicznym i bałam się, że nie przeżyją tego obie. Klacz miała silny krwotok. Urodziła, ale straciła zbyt wiele krwi. Obiecałam, że zajmę się jej dzieckiem.
Na tym zakończyłam historię. Nie chciałam zamęczać go zbędnym gadaniem, więc ograniczyłam się do najważniejszych informacji. Zawsze wolałam mówić za mało niż za dużo, wychodząc z założenia, że jeśli mój towarzysz będzie zainteresowany, po prostu zapyta.
- To musiało być straszne - zauważył.
- Nie było straszne. Było przygnębiające. Powinnam była jakoś jej pomóc, a jedyne co mogłam zrobić to po prostu tam z nią być - na chwilę zamknęłam ślepia, ale już po chwili otworzyłam je, nie chcąc na długo tracić małej z pola widzenia. Była grzeczna, ale to wciąż tylko dziecko. Kto wie, co przyjdzie jej do głowy?
- Nie obwiniaj się. Zrobiłaś dla niej wszystko co mogłaś.
Westchnęłam, kiwając łbem na znak zgody. Odłączyłam się od klanu i naraziłam na niebezpieczeństwo.
- Szkoda, że to nie wystarczyło.

Przez resztę drogi szliśmy w ciszy, od czasu do czasu nawołując Peril, gdy odeszła za daleko. Gdy dotarliśmy do innych koni, Amigo przywitał nas rżeniem. Było też kilka innych, ale skierowanych w stronę przywódcy. Mnie mało kto kojarzył, nic dziwnego. Nie chciałam dłużej narzucać się karemu, jednak zanim się rozdzieliliśmy, zatrzymałam go.
- Shere Khan?
- Tak? O co chodzi?
Przez chwilę biłam się z myślami. Nie byłam pewna czy chcę się tak wychylać, ale bezpieczeństwo stada było ważniejsze niż moja nieśmiałość.
- Dobrze znam tę pustynię. Jeśli zdecydujesz, że przejdziemy środkiem, będę wiedziała jak iść, żeby ominąć ruchome piaski. Znam też parę osad.
<Shere Khan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!