Strony

26.06.2017

Od Edwarda Malligins'a do Calipso (F) - ,,W drodze"

Wypatrując drogi, którą zeszłego południa podążałem aż do krzaczastego zagajnika, gdzie dołączyła do mnie Calipso, skinąłem twierdząco głową na znak, że powinniśmy wracać. Okolica w ogóle nie ułatwiała orientacji w terenie, a flora nie odznaczała się w żaden sposób, który teraz przychodziłby mi na myśl. Pozostaje tylko kierować się na wschód. Jestem pewien tylko tego, że właśnie stamtąd przyszliśmy. Przeniosłem wzrok na dereszowatą klacz, która przez chwilę przekopywała kopytem wciąż wilgotną ziemię aż nie odkopała stalowoszarego sztyletu. Podniosła go za pomocą pyska i wróciła do miejsca, w którym stałem z usadowionym przy kłębie burundukiem. Nie przerywając trwającej od dłuższej chwili ciszy, obejrzałem się za siebie na wyspę, która powoli wyłaniała się z wody i prowadzącą do niej groblę chcąc jak najlepiej zapamiętać drogę do tego miejsca. Nie wiadomo kiedy jeszcze może się przydać. Wkrótce potem wyruszyliśmy w kierunku domu. Jak na razie nie miałem problemu z utrzymywaniem przysięgi milczenia, którą złożyłem przed sobą tej nocy. Nie przypuszczałem nawet, że może okazać się to dla mnie tak proste. Wręcz przeciwnie, ponieważ czy cokolwiek może wymagać większego samozaparcia od powstrzymywania się od rozmów z kimś bliskim? Calipso skutecznie mi w tym pomagała nie mówiąc ani słowa, choć co czas przyłapywałem ją, tak samo jak ona mnie na tym, że patrzymy po sobie nawzajem. Wtedy stanąłem przed pierwszą próbą by nie zaśmiać się, a tym bardziej nie powiedzieć nic zaczepnego. Cały mój upór poszedłby wtedy na marne, a to nie jego brak sobie zarzucałem? W pewnym sensie tak. Nie zawziąłem się wystarczająco, by oszczędzić nam tego nocnego żałosnego przedstawienia, a wiedziałem, że jetem w stanie to zrobić. Skoro uparłem się mocno na to, żeby swojego prawdziwego imienia nie zdradzać nikomu i udało mi się to, to znaczy, że nie jestem aż tak beznadziejny za jakiego się uważam. Nie wiem tylko po co to robię. By odpędzić przeszłość? Można o niej zapomnieć, jednak nie odciąć się bez reszty. Przeszłość jest dowodem na to, że żyjemy jakakolwiek by nie była. W swojej nie zawiniłem niczym. Była doskonała, gdyby mi jej nie popsuto. W tym wszystkim to nie ja zawiniłem najbardziej, a czuję się jakbym cały dług wziął na siebie. Poza tym w tej chwili wiedziałem, że była to nie jedna rzecz, która na mnie ciąży.
- Mam coś na głowie, że tak mi się przyglądasz? - zapytałem, odrywając wzrok od lasu i przenosząc go na idącą obok klacz, która sprytnie spojrzała tam gdzie ja przed chwilą.
- Nie tylko ty jesteś na tyle spostrzegawczy, żeby zauważyć, że ktoś na ciebie patrzy - żachnęła się dereszowata, gdy parsknęłam śmiechem. - A ja mam coś na głowie? - dodała mrukliwie.
- Burunduka - wyjaśniłem, zachowując przy tym jednoznaczną powagę. - To on przyciągnął moją uwagę - powiedziałem i wtedy oboje się zaśmialiśmy. Przez następne kilka chwil znów żadne nie powiedziało ani słowa, jednak ja poczułem, że idzie mi się lżej. Moja dusza stała się mniej ciążąca. - No dobrze - zagaiłem. - Skoro mnie zaciekawił burunduk, to jak ty się usprawiedliwisz? - Calipso nie zawahała się ani przez moment.
- Ty miałeś zmartwienie.
- Już nie mam - odparłem, lecz zaraz dodałem. - To nie było nic ważnego.
- Za to wyglądałeś jakby było - uśmiechnęła się dereszowata, podczas, gdy na jej głowę wbiegł Loci.
- Musiałaś mi się naprawdę dokładnie przyglądać.

[Calipso?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!