Deszcz siekł niemiłosiernie. Bagno stawało się coraz rzadsze, co było dla Viki jednocześnie lepsze i gorsze. Nie musiała już walczyć z gęstym błotem, ale wciąż istniało ryzyko, że się utopi. Nie chciałem dać tego po sobie poznać, ale bardzo się przejąłem. Dodatkowo nie podobało mi się, że to La Vida wzięła na siebie najcięższe i najniebezpieczniejszą część zadania. Chodź miała rację, w końcu była najlżejsza. Klacz ostrożnie, ale jednocześnie jak najszybciej mogła, przedostała się do przerażonej Viki, która także starała się jak najbardziej przybliżyć do La Vidy. Gdy wszystkie cztery kopyta klaczy znalazły się w błotnistej cieczy, za ogon złapał ją Raphael, a kiedy i on wszedł do bagna, ja w ten sam sposób złapałem go. La Vida dotarła do Viki i złapała ją za grzywę. Zacząłem z całej siły ciągnąć, Raphael przyłączył się, gdy tylko pod jego kopytami pojawił się grunt. Wyciągnąć dwa konie z bagna, nawet jeśli były to klacze, nie było łatwo. Ciągnęliśmy z całej siły. W końcu błoto przegrało walkę z nami i La Vida, wraz z Viką, poleciały do przodu. Raphael od razu puścił ogon La Vidy i rzucił się w stronę swojej partnerki. Ja zaś nie zdążyłem tak szybko zareagować i nim się spostrzegłem, poleciałem do tyłu, a na mnie wpadła La Vida.
<La Vida? Ten uczuć, kiedy nie masz pomysłu na tytuł i tworzysz coś takiego XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!