Strony

6.04.2017

Od Edwarda Malligins'a do Calipso (F) - ,,Inni"

Tuż nad wierzchołkami znajdujących się w oddali gór, wschód będący doskonałym artystą przeciągnął po nieboskłonie niczym po sztaludze swym pozłacanym pędzlem, na który wcześniej zdążył nabrać perłowo różowej farby. Barwna ścieżka gdzieś w dali przeobrażała się w pomarańcz, a ten pełzł tak dopóty nie ustąpił czerwieni. Malarz powtórnie wrócił do różu, który gasł, przyćmiewany przez grasujące nad tym wszystkim niebo, które oznajmiało powolną śmierć nocy. Generalnie jest to doskonały poranek na zrobienie czegoś naprawdę produktywnego. Słońce powoli odsłania przed śpiącymi jeszcze mieszkańcami Mongolii swą tarczę i rzuca słabe promienie, ale w powietrzu wyczuwalny jest rześki chłód. Od jakiegoś czasu stałem bezmyślnie na jednym ze wzgórz pod którym ciągnęło się ludzkie miasto - Hatgal. Miałem podgląd na kilka drzew iglastych, za którymi był mały spadek i dolina, gdzie delikatne rysy na pięknym krajobrazie tworzyły ludzkie zabudowania. Było to miejsce do którego stado jak i pojedynczy członkowie nie udawali często ze względu na zagrożenie, które może czaić się na każdym kroku, toteż odnalazłem tu błogi spokój. Obserwowałem uśpioną osadę, podczas gdy wiatr przerzucił moją długą grzywę na lewą stronę szyi i bawił się nią tym samym sprawiając, że lekko powiewała. Mimo beztroski, którą czułem przebywając tu uznałem że skoro słońce wstaje pora wracać. Calipso zapewne nie byłaby zachwycona, gdyby mnie tu zastała. Zawróciłem, zostawiając za sobą szkaradną cywilizację i ruszyłem w stronę Rzeki Eg. Orzeźwiająca pogoda dodała wigoru do mojego ociężałego chodu. Dotychczas nieco powłóczyłem nogami, ale po tym jak świeże powietrze wypełniło me płuca po brzegi szedłem dumnie. Po królewsku. Wybrałem dłuższą drogę z pięknymi widokami. Truchtałam wolno zachwycając się pięknem natury. Przystanąłem przy pierwszej okazji. Tuż za mną rozciągało się pasmo gór, natomiast przede mną malował się zapierający dech w piersiach krajobraz. Doliny zdobiły smukłe sylwetki drzew, pomiędzy którymi wiła się wartka Rzeka Eg. Nad jej brzegiem wypatrzyłem sylwetki kilku koni, które już nie spały i ze spokojem ducha skubały trawę. Dołączyłem stępem i idąc za ich przykładem, przez chwilę skubałem soczyście zieloną trawę. Kiedy wypełniłem pysk po brzegi, podniosłem głowę i melancholijnie rozejrzałem się dookoła. Mój wzrok spoczął na pożywiającej się w pobliżu Calipso. Przełknąłem jedzenie i jako że miałem dzisiaj wyjątkowo dobry humor, podszedłem bliżej Przywódczyni.
- Dzień dobry - przywitałem się z dereszowatą klaczą, kiedy ta spojrzała na mnie przerywając tym śniadanie i posłałem jej jeden ze swych najbardziej figlarnych uśmiechów. W odpowiedzi Calipso skinęła na mnie głową i wróciła do jedzenia. Wywróciłem oczyma z podminowaniem, po czym nabrałem powietrza do pyska i ze świstem je wypuściłem. Ech, ona w ogóle nie ułatwia mi prowadzenia rozmowy... Z drugiej strony nie muszę nic szczególnego mówić. Wczoraj miałem podrażnić się trochę z naszą wyrozumiałą Przywódczynią, lecz okoliczności niespecjalnie temu sprzyjały. Wyciągnąłem szyję w kierunku kłębu klaczy i łapiąc ją lekko zębami za pojedyncze pasmo grzywy podrzuciłem głową, wywołując tym samym szarpanie. - Masz dla mnie jakieś ciekawe zajęcie? Jakiś zwiad, obchód albo coś? - zapytałem, kontynuując właśnie odkrytą zabawę.
- Z tego co wiem, to zwiady nie należą do twoich obowiązków - prychnęła klacz, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem i politowaniem. No tak, pewnie właśnie zachowuje się nie lepiej niż Kallen.
- Daj mi coś do roboty, bo zjem ci całą grzywę - zagroziłem, łapiąc w zęby kilka kolejnych pasem. - Albo powiedz mi coś ciekawego, bo do tej pory słyszałem raczej niewiele. - Calipso podniosła głowę i nastawiła czujnie uszy. Zrozumiałem, że chce abym mówił dalej. - Mam na myśli sąsiadujący z nami klan. Klan Mroźnej Duszy?

[Calipso? Chyba się udało xD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!