Pokiwałam powoli głową, przechylając ją nieco na bok, dając znać, że to znam, i się nie gniewam, chociaż takie ignorowanie nie jest zbyt miłe. Przeczesałam wzrokiem okolicę, po czym odparłam:
- Nie szkodzi. Idziemy? - ogier przytaknął, ruszając przodem i oddalając się coraz bardziej od brzegu rzeki. Szczerze mówiąc, nie za bardzo wiedziałam, jak się zachować. Takie pojęcie, jak spacer z członkiem klanu, było dla mnie do tej pory obce. Ale na swój sposób nawet miłe. Teraz maszerowałam za Wichrem, wdychając zapach świeżej, wiosennej gleby i woń orlików, irysów i goryczek rosnących dużymi kępami w okolicy. Trawa delikatnie łaskotała mnie w pęciny, podczas gdy przemierzaliśmy trasę. Wtem tuż przede mną do lotu poderwał się połyskliwy, biały motyl. Instynktownie cofnęłam się raptem, przygotowując do ucieczki, ale po chwili patrzyłam już za odlatującym owadem. Przy okazji machałam ogonem, odganiając natrętne muchy. Obydwa owady, a zupełnie różne skutki.-pomyślałam. Koń co jakiś czas oglądał się na mnie, ale panowała idealna cisza. Znów wróciłam myślami do sąsiadującego z nami klanu. Chyba Klanu Mroźnej Duszy, a przynajmniej tak objaśniali to inni. Podobno istniał już długo, i tyle na jego temat było na pewno wiadome. Reszta to tylko domysły. Wtem Wicher przerwał trwające między nami milczenie:
- ...
<Wicher? Słabe, nie mam...czegoś potrzebnego do pisania opek:( :(>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!