Strony

30.04.2017

Od Calipso do Edwarda Malligins'a (F) - ,,Usidleni z prądem"

Stukot podeszwy ocierającej się o nierówną powierzchnię kamieni pokrytych warstewką wody ustał. Cztery ślady moich kopyt odcisnęły się na mokrym piasku. Znaleźliśmy się na niewielkich rozmiarów wysepce; w jej centrum znajdowało się skupienie młodych drzew, głównie wierzb otaczających się parasolowatą koroną długich gałęzi powiewających na wietrze, rozłożystych modrzewi i strzelistych, dumnych sosen, krzaków jałowca, kilku powalonych, omszonych pni w których tętniło mikroskopijne życie oraz długiej trawy przeplatanej szarotkami i orlikiem. Roślinność przerzedzała się promieniście, a fale ziarenek plaży z obrzeży atakowały je by obrócić w proch. Deszcz wymywał drobinki gleby które spływały do rzeki, zaś ona przybierała na sile. Ale ciekawość zdecydowanie wzięła górę nad zwykłym rozsądkiem czy obawą które w tej chwili wydawały się pozbawione sensu. Ruszyłam do przodu w kompletnej ciszy. Za sobą słyszałam tylko oddech ogiera, co dodawało mi jakoś otuchy. Podniosłam łeb do góry, obserwując czubki iglaków których najeżone kolcami gałęzie muskały moje boki. Niektóre opadłe gałązki skrzypiały pod naszym ciężarem złowrogo. Chociaż pod osłoną tego ,,zagajnika" mogliśmy mniej zmoknąć, to ulewa nadal szumiała, raz przybierając na sile, raz słabnąc, a drzewa uginały się pod ciężarem kropli. Dla porównania było prawie bezwietrznie. Edward obserwował otoczenie. Gdy penetrowałam zarośla ze schylonym pyskiem szukając tego, co przed chwilą wywołało błysk, rozległ się głośny huk przypominający nadchodzącą lawinę. Oboje odskoczyliśmy do tyłu, rżąc. Kiedy się uspokoiliśmy niespiesznie podeszliśmy w kierunku źródła dźwięku. Wysokie fale sprawiły, że grobla w końcu ustąpiła, i głazy stoczyły się w toń wodną pozostawiając jedynie cienki, nieuszkodzony pas. Mój towarzysz ruszył z pewnością siebie do przodu zamierzając postawić krok...
- Stój! - krzyknęłam, odciągając go niemalże siłą od rzeki. Obrzucił mnie pytającym spojrzeniem, machając ogonem. Po sierści ściekały mi strugi deszczu do warg.
- Po tym nie da się przejść, a woda jest za głęboka. - wyjaśniłam powoli. I pewnie nie wyschnie jeszcze ze 2 dni. - dodałam w myślach.
- Cóż...poczekamy. - powiedział z nutą rezygnacji w głosie koń, po czym zawrócił w głąb wyspy. - Wolisz się tutaj utopić w ulewie czy idziesz? - zaśmiał się. Uśmiechnęłam się nieznacznie i poszłam za nim. Ułożyliśmy się w miarę suchym miejscu osłoniętym z pomocą kilku koron wiązów. W poprzednio przeszukiwanym przeze mnie miejscu znalazłam mały sztylet, nieco stępiony i pokryty u dołu rdzą, z posrebrzaną rękojeścią, przy niezidentyfikowanej, zakrzywionej kości. Teraz obracałam go między kopytami, czasem w zamyśleniu podnosząc wzrok na leżącego naprzeciw mnie ogiera. W pewnym momencie również napotkałam jego spojrzenie. Momentalnie zajęliśmy się własnymi sprawami. Czy oni sobie bez nas poradzą? - myślałam zaniepokojona. Formowały mi się przeróżne scenariusze. Domysły są zawsze gorsze od rzeczywistości. - pocieszałam się w duchu. Przedłużające się milczenie męczyło ciągle.
<Edward Malligins? Czas na twoją odsłonęXD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!